Po śmierci Zbyszka udało mi się zebrać kontakty do parunastu osób z Komisji Interwencji Regionu Mazowsze pierwszej Solidarności. Wszyscy zadeklarowali dołożenie się do wieńca. Zorganizowanie padło na mnie. Z wieńcem nie było problemów. Urzędnicy z Zarządu Terenów Publicznych w ciągu jednego dnia wydali mi przepustkę do wjazdu na stare miasto. Facet w kwiaciarni pomógł załadować wieniec do samochodu. Pod katedrą poprosiłem o pomoc przypadkowego przechodnia. Nie do końca tak sobie jednak losy wieńca wyobrażałem. Musiałem go postawić kilkanaście metrów od wejścia do katedry i ledwo zrobiłem zdjęcie, wylądował w samochodzie przedsiębiorstwa pogrzebowego i pojechał na Powązki.

Osobnym problemem było załatwienie wejścia do katedry. Uroczystości organizował senat. Tam też przez parę dni wydzwaniałem i mailowałem. Zagwarantowali mi jedno miejsce, ale na wszelki wypadek przesłałem pełną listę. W dniu pogrzebu wysłałem do członków komisji interwencji SMSa z informacją, żeby wchodzili od Kanonii, bo tam będzie lista. Przechadzałem się Świętojańską i spotkałem tylko Ulę Perkowską i Ewę Tomaszewską. Ewa weszła z pocztem sztandarowym. Ja z Ulą za kwadrans pierwsza od Kanonii. W środku spotkaliśmy Staszka Włodarza. Danusia i Jarek Kosińscy oraz Magda i Wojtek Topczewscy  coś pokręcili i tłoczyli się przy wejściu głównym.

W katedrze 5/6 powierzchni było zarezerwowane dla VIPów. Wielu prominentów miało jednak ciekawsze sprawy do załatwienia, niż chodzenie na pogrzeby. Znakomita większość krzeseł w nawie bocznej, gdzie usiedliśmy z Ulą pozostała pusta. Organizatorzy w końcu przesunęli barierki i ludzie tłoczący się z tyłu mogli usiąść.

Życiorys Zbyszka opowiedział ksiądz Sikorski, który od czasu, gdy przyjeżdżał  do Białołęki w 1982 roku wcale się nie zmienił. Po mszy krótkie przemówienie wygłosił Prezydent Bronisław Komorowski. Zgromadzeni uszanowali powagę miejsca. Nie było gwizdów, ani nawet buczenia!!! Kiedy spiker zapowiedział wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego tylne rzędy zgotowały mu owację. Tak samo po zakończeniu.

Przejazd na Powązki zajął sporo czasu ze względu na korek przy wyjeździe ze starego miasta. Potem problemy z parkowaniem. Kiedy dotarliśmy, uroczystości już trwały, a wokół grobu tłum ludzi. Szukałem znajomych, ale z komisji wypatrzyły mnie tylko Danusia Przywara i Ewa Korulska. Współczułem Zosi Romaszewskiej. Nie tylko straty męża. Widać było, że obchody bardzo ją zmęczyły. A czekało jeszcze spotkanie w domu pielgrzyma. Minęła siedemnasta, musiałem wracać na Ursynów – wyprowadzić na spacer psa.

Na koniec refleksja. Spotkany przypadkiem Jacek Szymanderski opowiedział, że przez chwilę stał obok Sławomira Cenckiewicza. Na uwagę, że nagłośnienie słabe i nie słychać co mówi marszałek Bogdan Borusewicz usłyszał, że to dobrze, bo ludzie obrzuciliby go kamieniami. Wieczorem oglądałem relację z Kijowa. Strzały, butelki zapalające, zerwany bruk, ranni i zabici na ulicach. Czy ci od PISu modlą się o podobny scenariusz w Polsce?

Instagram