Po rozstaniu się z Grzegorzem Chrystowskim i pozostawieniu mu Unii zacząłem w 1988 roku działalność gospodarczą na własny rachunek pod firmą BUS. I prowadzę ją nadal. Nazwa BUS nie miała sugerować przewozów pasażerskich. Jej źródło to terminy komputerowe: data bus i address bus, czyli szyna danych i szyna adresowa.

Początkowo wypróbowaną metodą składałem komputery. Wkrótce jednak zarabianie pieniędzy mnie znudziło i zająłem się politykowaniem. W telewizorze zobaczyłem Janusza Korwin-Mikkego, który przekonywał, że taniej będzie, jeżeli będę płacił z własnej kieszeni za naukę dziecka. Myślałem nad tym ciężko przez dwa dni, uznałem słuszność argumentów i natychmiast zapisałem się do Unii Polityki Realnej. Od czasu do czasu wracałem do elektroniki i programowania. Z Jurkiem Łowińskim zrobiliśmy prototyp tablicy LED, napisałem program dla kasy stacji benzynowej, modyfikowałem program do wypełniania deklaracji SAD. Do tej pory szczycę się programem do sterowania procesem produkcyjnym. Działało to pod DOSem na starym PC. Interfejs graficzny nie odbiegał od robionych profesjonalnie 20 lat później. Napracowałem się też strasznie przy ręcznej obsłudze wskaźnika myszy. Głównie jednak przesiadywałem w partyjnej siedzibie na Nowym Świecie. W UPRze działałem do 1995 roku. Po serii wewnątrzpartyjnych rozrób i straciwszy nadzieję na ustatkowanie się Prezesa dałem sobie spokój z UPRem.

Czas był najwyższy, bo zarobione wcześniej pieniądze rozeszły się do ostatniego grosza. BUS musiał zacząć zarabiać. Głupi ma szczęście. Znalazłem dobrego kontrahenta – firmę AB-MICRO, która produkowała systemy wagowe. Ja zająłem się pisaniem oprogramowania. Brałem się za wszystko, co trzeba było robić. W assemblerze oprogramowałem regulator temperatury, w C – procesor wagowy. Zrobiłem parę wersji windowsowych programów dla statycznych i dynamicznych wag samochodowych. Miałem też paroletni okres pisania programów do lokalizacji pojazdów. Od paru lat rozwijam konfigurator modułów telemetrycznych. Ten ostatni tak się rozrósł, że sam prawie przestałem nad nim panować. O zastępstwie nie ma mowy. Jestem niezbędny – jak Prokom z ZUSie.

Technologia idzie naprzód. Oprócz programów desktopowych coraz więcej programowałem aplikacji mobilnych w oparciu o nakładkę do Visual Studio - Cordova. To dosyć sprytne rozwiązanie. Pisze się w java script'ie a wychodzi aplikacja na Androida i na iPhona. Często pluginy obsługują też bardziej egzotyczne systemy operacyjne jak Windows, czy Bada. A skoro już opanowałem js to wykonałem też krok w kierunku najpopularniejszego serwerowego backendu - php. Na frameworku Codeigniter zrobiłem własny CMS, który służy mi jz ładnych parę lat do edycji jednej ze stron internetowych.

Ale programista nie ma chwili do wytchnienia. PHP zrobił się przestarzały i trzeba było skosztować innych technologii. Pojawił się Vue.js – dosyć podobny do nakładki Cordova do VS. Ale nie musiałem dokładać jquery, ani Angulara. Wprawdzie trochę inaczej, ale równie skutecznie tworzyło się strony responsywne oraz kompilowało to na aplikacje mobilne. Później pojawił się Quasar.js i nakładka Electron. To był następny krok naprzód. Jeden kod generował responsywną stronę internetową, a można go było skompilować nie tylko na Androida i na iPhona, ale na Windows, Linux, i IOS.

Po stronie backendu też rewolucje. Teraz króluje node.js. Jest szalenie efektywne. Zapanowała moda na nową, nierelacyjną bazę danych – Mongo. Oczywiście musiałem spróbować, ale czym skorupka za młodu… i zacząłem tworzyć relacje między dokumentami – odpowiednikami rekordów w tabelach. Nie tylko ja miałem takie odchylenie, bo wnet pojawiły się narzędzia przerabiające Mongo na bazę relacyjną. Historia kołem się toczy. 

Jeżeli chciałbyś wydać trochę kasy, żeby mnie sprawdzić nie krępuj się.

Instagram