Pech chciał, że któregoś wieczoru zepsuł się też telewizor dowódcy SORu. Leciała Niewolnica Izaura, czy coś takiego. Zaczęli mnie szukać i niestety nie znaleźli, ba akurat miło spędzałem czas w ośrodku wypoczynkowym nad zalewem po drugiej stronie płotu jednostki wojskowej. Rano dołączyłem do kolumny maszerującej na śniadanie, ale powitały mnie zatroskane twarze kolegów. Po śniadaniu na porannym apelu kapitan Zbieć wypatrzył mnie w tylnych szeregach i zakrzyknął – Sarata, wy mnie popamiętacie. Po apelu było strzelanie z pistoletu. Od dziecka miałem niezachwianą wiarę, że będę dobrze strzelał. I o dziwo sprawdziło się. Kapitan Zbieć miał zaś dwie słabości – do równo maszerującej kompanii i do dobrego strzelania. Po strzelaniu znowu się do mnie ozwał – Sarata, tym razem wam daruję, ale żeby mi to było ostatni raz.

Mając dużo przepustek często bywałem w domu. Ale rodzice zapragnęli mnie odwiedzić w wojsku. Którejś niedzieli wsiedli w samochód i pojechali do Zegrza. Zwyczaj był taki, że rodziny zgłaszały się w wartowni, ta dzwoniła do kompanii, żołnierz przychodził pod wartownię i gdzieś koło bramy towarzystwo się rozsiadało na trawie i mamusie pasły swoich synków przywiezionymi wiktuałami. Niestety, mnie w koszarach nie było. Ogólnie znaną dziurą w płocie udałem się do pobliskiego ośrodka wypoczynkowego. Mama po godzinie oczekiwania wpadła w panikę i zaczęła podejrzewać, że wojsko ukatrupiło jej jedynaka. Afera wisiała na włosku. Ojciec w wojsku bywały zdołał ją jednak namówić do powrotu. Mama z trudem uwierzyła, że ściągnie na mnie kłopoty, jeżeli dalej będzie się domagać widzenia ze mną. Następnego dnia dziura w płocie była już załatana. I trwało to równio dwa dni. Potem znowu działała – do następnej aferki.

Pod koniec szkolenia odbył się egzamin. Ze szkolenia taktycznego i szkolenia łączności miałem piątki. Gorzej poszło mi ze szkolenia politycznego. Nie bardzo wiedziałem kiedy PPR zorganizowała oddziały bojowe w czasie II wojny światowej. Zdesperowany egzaminator spytał mnie w końcu co czytam. Wtedy była modna literatura iberoamerykańska. Zaczytywałem się Borgesem, Cortazarem, Marquezem, czy Scorzą. Odpowiedziałem jednak, że Express Wieczorny. Może liczył na Trybunę Ludu, albo Dzieła Zebrane Lenina. Jeżeli tak, zawiódł się srodze. Kapitan Zbieć natomiast powiedział: Sarata, macie słabe wyniki, nie mogę zostawić was w Warszawie, pojedziecie do Giżycka, ale będziecie tam mieli dobrze.

Instagram