Po dłuższej przerwie z Ludką i Heniem spotkaliśmy się parę razy na sąsiedzkich, ursynowskich obiadach. Na zmianę organizowali je Wujcowie, Mikusińscy i my z Zośką. To były popisy kulinarne (choć nie z naszej strony). Ale zawsze było przyjemnie. Nie mogłem się nadziwić z jaką czułością Ludka i Henio się do siebie zwracali.

Po śmierci Henia moja znajomość Ludką zacieśniła się jeszcze bardziej. Lubiłem do niej wpadać i politykować. A że przy okazji opijałem się herbatą i obżerałem słodkościami nanoszonymi przez innych znajomych. Pomagałem jej wozić kwiatki na grób Henia, ona weryfikowała nazwiska z mojej teczki IPN.

Umiała słuchać i wykazywała w tym nadzwyczajną cierpliwość. Gadułą nie jestem, ale opowiadając o aktualnie tworzonych programach rozkręcałem się na dobre. Ludce nigdy nie wpadło do głowy aby spróbować zmienić temat na bardziej interesujący. Była tolerancyjna. Przyjmowała do wiadomości mój gospodarczy liberalizm, choć sama podkreślała swą lewicowość.

Choroba bardzo ograniczyła jej mobilność, ale po przychodniach i tak musiała jeździć. No to ją woziłem i gadaliśmy… A jak nie gadaliśmy to serwowałem jej inne atrakcje. Akurat wtedy byłem niemal pewien, że dostawczak będzie próbował wskoczyć na mój pas. Na wszelki wypadek upewniłem się, że lewą stronę mam wolną i czekałem na reakcję pasażerki...

Pomimo cierpienia zachowała zdumiewającą pogodę ducha. Odwiedzający ją tłum znajomych nigdy nie był zmuszany do wysłuchiwania narzekań na ciężki los. Wręcz odwrotnie – każdy musiał opowiedzieć co aktualnie słychać.

Miło było zobaczyć ją w bardzo dobrej formie na uroczystości nadania sali sejmowej imienia Henryka Wujca. Niestety, to był ostatni raz kiedy się widzieliśmy. Potem parę krótkich rozmów przez telefon i w końcu nie odebrała połączenia.

Na Powązkach każda mowa pogrzebowa kończyła się stwierdzeniem, że Henio się jej nareszcie doczekał.


Instagram