Wujka zagarnęli sowieci w 1940 roku. Właściwie przyszli po dziadka, ale akurat go nie było. Złapali wujka i zastanawiali się też nad mamą. Jeden солдат jednak powiedział: маленкая, остав. Wujek zwiedzał Syberię. Wspominał, że niskokaloryczna dieta bardzo korzystnie wpływa na zdrowie. Połowa jego towarzyszy cierpiących na wrzody żołądka i tym podobne ciężkie przypadłości bardzo szybko wyleczyła się zupkami z igieł sosnowych. Drugiej połowie, kuracja nie wiedzieć czemu, nie pomogła. Poumierali bardzo szybko. Władza radziecka dbała też o potrzeby duchowe. Organizowała festyny, których główną atrakcją było wspinanie się po namydlonym słupie. Nagrodą było pęto kiełbasy. Głód bardzo motywował. Wujek raz wygrał takie zawody, co niewątpliwie pomogło mu przetrwać.

Na Andersa się nie załapał. Został wcielony do armii radzieckiej. Szlak bojowy zaczął od Stalingradu. Kiedy usłyszał o drugim polskim wojsku, zdezerterował. Przed plutonem egzekucyjnym uratowała go Wanda Wasilewska. Przez jakiś czas był nawet jej kierowcą. Chyba nie całkiem sprawdził się w tej roli, bo już do końca wojny prowadził czołg. Był wśród tych, którzy na Pradze bezsilnie patrzyli na dogorywającą lewobrzeżną Warszawę. Każdą wzmiankę o pomocy ruscy kwitowali słowami „молчать, ебать твою мать, не разрешено”. Trofiejnego złota miał podobno w czołgu tyle, że starczyłoby do końca życia. Niestety, czołg spalił się doszczętnie. Wujek mocno poparzony przeżył. Był 3 razy ranny. Wojnę zakończył w Berlinie.

Potem studiował na WATcie. Ożenił się z Warszawianką i miał trójkę dzieci. Wojsko wysyłało go na zachód kraju. W latach sześćdziesiątych był dowódcą samochodowej jednostki wojskowej we Wrocławiu. Wtedy miałem okazję zobaczyć pancerną limuzynę. ZIŁ, lub ZIS miał szyby grubości kilkunastu centymetrów. Wagę czołgu i ponoć palił równo 100 litrów na 100 kilometrów. Na emeryturę wujek poszedł w stopniu podpułkownika, a ilości orderów nie powstydziłby się żaden ruski generał. Jego historia w oficjalnej wersji ukazała się we wrocławskiej Gazecie Robotniczej bodajże z 1982 roku. Na wszelki wypadek o dezercji z ruskiej armii nie było słowa.
 

Instagram