Po studiach trzeba było iść do pracy. Najpierw u pełnomocnika PW do spraw zatrudnienia absolwentów można było sprawdzić oferty. Spodobała mi się Polska Agencja Prasowa. Również dlatego, że proponowali 3 100 zł. Jak dla absolwenta – było to bardzo dużo. Miałem się zajmować dalekopisami elektronicznymi i urządzeniami telegrafii wielokrotnej. W roku 1976 w krajach socjalistycznych to był szczyt techniki. Początki były trudne. W pracy zwijałem się z nudów. Żeby nie oszaleć chodziłem na piwo róg Świętokrzyskiej i Emilii Plater. A PAP mieścił się róg Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Kawał drogi do przejścia. Wyprawa zajmowała ze trzy godziny i dniówkę jakoś dawało się wypełnić.
Parę razy udało mi się pojechać w delegację na Węgry i raz nawet do Republiki Federalnej Niemiec. W ten ostatni wyjazd były zaangażowane czynniki wyższe. A było to tak. W PAPie działo koło Ligi Obrony Kraju. Owo koło organizowało od czasu do czasu zawody strzeleckie. Ponieważ strzelać, jak to facet, lubiłem – zapisałem się do koła i jeździłem na zawody. Strzelanie z Kałasznikowa wygrałem dwa razy z rzędu i puchar stał w moim PAPowskim pokoju. Gdybym wygrał po raz trzeci puchar zostałby u mnie na stałe. Jednak chrapkę na puchar miał również prezes PAPu. Myślał, myślał i wymyślił. Przed zawodami wysłał mnie w delegację do Niemiec.
Dyrektor techniczny – Cezary Ferduła miał ambicje i chciał PAP unowocześnić. Przez pośrednika z Austrii zamówił objęty embargiem komputer i jako urządzenia peryferyjne stacje dysków. Raczej dyskietek. 8 cali, twardy sektor. Napędy miały rewelacyjne parametry. Silnik liniowy przemieszczał głowicę błyskawicznie. Twardy sektor umożliwiał zapis i odczyt statystycznie dwukrotnie szybciej, niż w rozwiązaniach z miękkim sektorem. Najważniejsze było jednak to, że stacje miały procesor Intel 8080 i 8 kB RAMu.
Główny komputer długo nie nadchodził i z nudów zająłem się stacjami dyskowymi. Nie miały one żadnego oprogramowania. Można było tylko zapisywać na dyskietkach ciąg bajtów. Zacząłem rozgryzać funkcje systemowe ucząc się jednocześnie języka maszynowego 8080. Stopniowo udało mi się wyodrębnić funkcje zapisu i odczytu plików na dyskietkach oraz uruchomić prymitywny program zapisując ciąg bajtów. Stopniowo bajt – po bajcie napisałem prosty assembler i za jego pomocą makroasembler. Później jeszcze disasembler. Z modułów rozszerzających korzystał też kolega Jacek Skarbek, który polubił procesor SCMP.
Mając narzędzie do pisania oprogramowania zrobiłem system dla redakcji zagranicznej. Jakimś cudem udało się rozszerzyć pomięć do 24 kB i za pomocą skonstruowanego przez siebie multipleksera podłączyłem do stacji dysków kilka monitorów. Szeregowi redaktorzy tłumaczyli wiadomości, które dalekopisami przychodziły z Reutersa, czy AFP. Te były zapisywane na dyskietkach. Następnym krokiem była kontrola ze strony ober redaktora i zaakceptowany tekst był automatycznie justowany i kierowany do łączy dalekopisowych rozsyłających niusy odbiorcom w kraju.
Zamówiony komputer okazał się zbędny i PAP zaoszczędził ładnych kilkadziesiąt tysięcy $. Ja z tego miałem figę. Posłużyło mi to za pretekst do robienia strajku. I tak zakończyła się moja kariera w PAPie.
Parę razy udało mi się pojechać w delegację na Węgry i raz nawet do Republiki Federalnej Niemiec. W ten ostatni wyjazd były zaangażowane czynniki wyższe. A było to tak. W PAPie działo koło Ligi Obrony Kraju. Owo koło organizowało od czasu do czasu zawody strzeleckie. Ponieważ strzelać, jak to facet, lubiłem – zapisałem się do koła i jeździłem na zawody. Strzelanie z Kałasznikowa wygrałem dwa razy z rzędu i puchar stał w moim PAPowskim pokoju. Gdybym wygrał po raz trzeci puchar zostałby u mnie na stałe. Jednak chrapkę na puchar miał również prezes PAPu. Myślał, myślał i wymyślił. Przed zawodami wysłał mnie w delegację do Niemiec.
Dyrektor techniczny – Cezary Ferduła miał ambicje i chciał PAP unowocześnić. Przez pośrednika z Austrii zamówił objęty embargiem komputer i jako urządzenia peryferyjne stacje dysków. Raczej dyskietek. 8 cali, twardy sektor. Napędy miały rewelacyjne parametry. Silnik liniowy przemieszczał głowicę błyskawicznie. Twardy sektor umożliwiał zapis i odczyt statystycznie dwukrotnie szybciej, niż w rozwiązaniach z miękkim sektorem. Najważniejsze było jednak to, że stacje miały procesor Intel 8080 i 8 kB RAMu.
Główny komputer długo nie nadchodził i z nudów zająłem się stacjami dyskowymi. Nie miały one żadnego oprogramowania. Można było tylko zapisywać na dyskietkach ciąg bajtów. Zacząłem rozgryzać funkcje systemowe ucząc się jednocześnie języka maszynowego 8080. Stopniowo udało mi się wyodrębnić funkcje zapisu i odczytu plików na dyskietkach oraz uruchomić prymitywny program zapisując ciąg bajtów. Stopniowo bajt – po bajcie napisałem prosty assembler i za jego pomocą makroasembler. Później jeszcze disasembler. Z modułów rozszerzających korzystał też kolega Jacek Skarbek, który polubił procesor SCMP.
Mając narzędzie do pisania oprogramowania zrobiłem system dla redakcji zagranicznej. Jakimś cudem udało się rozszerzyć pomięć do 24 kB i za pomocą skonstruowanego przez siebie multipleksera podłączyłem do stacji dysków kilka monitorów. Szeregowi redaktorzy tłumaczyli wiadomości, które dalekopisami przychodziły z Reutersa, czy AFP. Te były zapisywane na dyskietkach. Następnym krokiem była kontrola ze strony ober redaktora i zaakceptowany tekst był automatycznie justowany i kierowany do łączy dalekopisowych rozsyłających niusy odbiorcom w kraju.
Zamówiony komputer okazał się zbędny i PAP zaoszczędził ładnych kilkadziesiąt tysięcy $. Ja z tego miałem figę. Posłużyło mi to za pretekst do robienia strajku. I tak zakończyła się moja kariera w PAPie.
Tweet