Na zajęciach uczyliśmy się obsługiwać zabytkowe rakietowe zestawy przeciwlotnicze Dźwina i Wołchow. Rakieta miała ponad 10 metrów długości, a w środku paręset kg trotylu. Sterowanie było całkowicie ręczne. Po wystrzeleniu obserwowało się na ekranie radaru wrogi samolot i lecącą w jego kierunku rakietę. Jeden operator kręcił dwoma korbkami co przekładało się na zmianę kierunku w pionie i poziomie. Drugi gość naciskał czerwony guzik gdy ocenił, że rakieta zbliżyła się do wrażego samolotu. Техника большая. Samolot był niszczony podmuchem wybuchu.

Joystików wtedy jeszcze nie było. W szkoleniu istotne było opanowanie kręcenia dwoma korbkami na raz. Mieliśmy różne szablony ze szczelinami w których trzeba było prowadzić pręt. Dotknięcie prętem do szablonu zamykało obwód i włączał się głośny dzwonek. Ja szybciutko opanowałem technikę, która pozwoliła mi dwukrotnie skrócić czas potrzebny do zaliczenia ćwiczenia na piątkę. Trzeba było jedną ręką kręcić jednostajnie, a drugą kombinować szybciej lub wolniej. Brzmi skomplikowanie, ale można to porównać do jednoczesnego głaskania się po brzuchu i pisania. W czasie pisania człowiek nie zastanawia się nad tym, co ma robić druga ręka. Lewą (zwykle) ręką wykonuje proste jednostajne gesty a umysł koncentruje się na pisaniu. Ja koncentrowałem się na kręceniu drugą korbką. Od czasu do czasu trzeba było zmienić aktywną rękę i tyle. Zupaki doszły jednak do wniosku, że oszukuję.

Wkrótce przypomniały sobie, że starając się wymigać od wojska narzekałem na oczy. Promieniowanie radarowe było jakoby szkodliwe dla moich oczu. Akurat wzmogła się nagonka na Leszka Moczulskiego - autora książki Wojna Polska 1939, w której było czarno na białym napisane o agresji sowieckiej 17 września. Może ktoś dogrzebał się w moich aktach, że ów popapraniec szkalujący odwieczną przyjaźń Polsko-Radziecką jest moim teściem, może dbali o mój wzrok. W każdym razie dostałem kolejny bilet i pojechałem do Zegrza pod Warszawą.

Instagram