Potrzebę zatrudnienia doradcy do spraw informatyki odczuła w 2001 roku nowo mianowana prezes ZUS – Aleksandra Wiktorow. Po okresie radosnej twórczości poprzedników Stanisława Alota i Anny Bańkowskiej ZUS był siedliskiem kombinatorów i wydrwigroszy. Nie chodziło o wyłudzanie rent dzięki łapówkom wręczanym orzecznikom. Ten proceder oczywiście też kwitł. Chodziło o skrajną niegospodarność przy wydawaniu pieniędzy na system informatyczny - KSI. Prym wiódł oczywiście Prokom, który praktycznie zapewnił sobie monopol na co najmniej 10 lat. Ruszyć tak powiązanego ze światem polityki giganta było jednak trudno. Oprócz Prokomu gniazdka uwiło sobie jednak parę innych firm. Jednym z bardziej nieracjonalnie rozdętych systemów był KRSB – czyli bezpieczeństwo teleinformatyczne.

Przez znajomości trafiłem zatem do ZUSu na stanowisko doradcy. Przez parę lat pracy udało mi się znacznie ukrócić proceder kombinacji przy ustalaniu specyfikacji na sprzęt będący przedmiotem zamówień publicznych. Z czym to ja się nie nawojowałem. Podam dwa przykłady. Pierwszy – biurowe drukarki sieciowe. Miały służyć do drukowania dokumentów typu decyzja, specyfikacja, zapytanie. Chłopcy z Centralnego Ośrodka Obliczeniowego wymyślili, że ich rozdzielczość w pionie i poziomie ma wynosić nie mniej, niż 2400 DPI. Rzadko kiedy skanowało się filmy małoobrazkowe z taką rozdzielczością. A konia z rzędem temu, kto zauważyłby różnicę w jakości druku na kartce papieru A4 przy rozdzielczościach 300 i 2400 DPI.

Innym razem specyfikacja na komputery była wprost komiczna. Gniazda słuchawkowe miały być tylko z przodu, a USB – tylko z tyłu. Oczywiście wymiary obudowy także były określone z dokładnością do milimetra. Jak się łatwo domyśleć wymagania spełniała tylko jedna firma. W takich przypadkach udawało mi się specyfikację przetargową sprowadzić do normalnego poziomu i dzięki temu do prywatnych kieszeni płynęło za każdym razem po kilka milionów mniej. Problem miała za to wiceprezes do spraw finansowych. Pod pretekstem niewykonania planu finansowego wydatków musiała pożegnać się z firmą. Paranoja!

Po paru latach zmagań okiełznałem również zapędy Siemensa. Ich jedynie słuszny system zabezpieczeń przestał obowiązywać i ZUS mógł roztrwonić zaoszczędzone miliony w inny sposób. Z następcą Prokomu – firmą Asseco już mi się nie udało. Wyleciałem z hukiem, ale przynajmniej miałem trochę zabawy. Przed przeczytaniem mojego listu motywacyjnego sugeruję lekturę ogłoszenia o naborze, aby poznać stawiane kandydatom wymagania. Do posczególnych wymagań nawiązuję bowiem w liście motywacyjnym.

Instagram