To był wrzesień 2009. Ze zgrozą przyjąłem sposób postępowania naszych „organów” wobec podejrzewanych o korupcję pracowników ZUS. Korupcja w ZUSie, jak na każdym styku własności niczyjej (państwowej, lub komunalnej) z prywatną oczywiście istnieje. Każdy, kto nie zamyka oczu wie, że przyznanie renty ma swoje stawki, odbywa się handel stanowiskami, firmy zewnętrzne wymuszają zatrudnienie w ZUSie własnych, zaufanych osób. Tępienie ustawianych przetargów jest walką z wiatrakami. Jednak podobno należymy do kręgu kultury śródziemnomorskiej, gdzie człowieka uważa się za niewinnego dopóki nie zostanie mu udowodniona wina.

Od czasu do czasu organy ścigania wespół z pismakami (bo nie sposób nazwać ich dziennikarzami) urządzają igrzyska pokazowymi zatrzymaniami przed obiektywem kamer. Spektakle aresztowań panów Grzegorza Wojtowicza, Andrzeja Modrzejewskiego, pani Barbary Blidy zostały już prawie zapomniane. Specjalnie się zresztą tymi przypadkami nie przejmowałem.

Mocniej poruszył mną dopiero cyrk wokół prezesa Sylwestra Rypińskiego. Przy zsynchronizowanej nagonce tylko felieton pana Mariusza Cieślika w Newsweeku krytykował ABW, prokuraturę i media za publiczne zlinczowanie człowieka. Ostatnio rozmawiałem z prezesem przed urlopami - koło 10 lipca. Sprawa dotyczyła ustaleń zespołu do spraw dalszego funkcjonowania Kompleksowego Systemu Informatycznego w kontekście roku 2010, kiedy powinna skończyć się umowa z Asseco. Jako jedyny wyraziłem wtedy zdanie odrębne, sugerowałem zakończenie umowy głównej, przejecie dokumentacji, kodów źródłowych i praw autorskich do oprogramowania. Tym samym w ciągu dwóch lat zakończyłby się monopol dotychczasowego wykonawcy KSI. Prezes obawiał się, czy prawie jednomyślna rekomendacja przedłużenia co najmniej do 17 lat umowy (zawartej przedtem z poprzedniczką Asseco - firmą Prokom) nie będzie nosiła znamion korupcji. Zapamiętałem prorocze – jak się okazało – zdanie: nie chciałbym być jak prezes Modrzejewski wyprowadzony z ZUSu w kajdankach.

Czułem potrzebę zrobienia czegokolwiek. Wymyśliłem, że zgłoszę swoją kandydaturę na prezesa ZUS. Formalnie nie spełniam warunków, gdyż nie mam uprawnień do zajmowania wysokiego stanowiska państwowego (nie jestem w zasobie kadrowym). Przedstawiam Wam złożone przeze mnie papiery. Napisałem list motywacyjny w konwencji „smieszno i straszno”. Dołączyłem też zwracające uwagę zdjęcie do normalnego już życiorysu. Oczywiście odpadnę w przedbiegach, nawet bez rozmowy kwalifikacyjnej. Może jednak ktoś to przeczyta do końca i w ministerialnych głowach zostanie jakiś ślad refleksji nad kondycją państwa.

W dniu 22 września 2009 poinformowano mnie telefonicznie, iż nie spełniam kryteriów formalnych.

W dniu 05 października odebrałem wysłane listem poleconym zawiadomienie o odrzuceniu mojej oferty.

W dniu 26 listopada wręczono mi wypowiedzenie umowy o pracę, co kończy moją przygodę z ZUSem.

Instagram