W polskie góry jeżdżę od zawsze. Rzadziej w Sudety, najczęściej w Tatry. Mieszkałem w kilkudziesięciu miejscach. Nie jestem wymagający, wygódkę koło stodoły, oraz domy bez łazienki zaliczałem i miło wspominam, ale jedną kwaterę zapamiętałem. Było to wiele lat temu. I zapomnieć do dziś nie mogę.

To było w Kościelisku/Nędzówce koło Zakopanego. U Krzeptowskich (być może kuzynów Wacława). Bodajże ul. Strzelców Podhalańskich 23. Gaździna z którą moja Zośka rozmawiała miała gadane. Przez telefon zachwalała stary budynek, miłą atmosferę, ciszę itd. Zdjęcia w Internecie były ładne. Wynajęliśmy przez telefon.
  1. Przyjeżdżamy i pierwsza niespodzianka. Nie zostaliśmy zakwaterowani w starym budynku zbudowanym z grubych drewnianych bali, ale w baraku skleconym z desek, pomiędzy którymi była folia i izolacja termiczna. Izolacja na niewiele się zdała. W dzień barak nagrzewał się niemiłosiernie i było strasznie parno.
  2. Otwieranie okna trochę pomagało, ale w odległości kilkunastu metrów przebiegała szosa, którą co chwilę coś przejeżdżało.
  3. Przejście między ścianą a łóżkiem było, ale przechodzić najwygodniej było plecami do ściany. Wąsko.
  4. Spać jakoś nie mogłem. Całe ciało mnie bolało. Na prześcieradło kładłem dwa ręczniki. Trochę pomagało. Potem się okazało, że pod prześcieradłem była rozłożona gruba folia. Księżniczką na grochu nie jestem, ale podobno skórą też się oddycha.
  5. Następna niespodzianka – opłata 5 zł dziennie od osoby za korzystanie z czajnika oraz podłej jakości kawy i herbaty. Kawę i herbatę mieliśmy swoją, ale płacić i tak musieliśmy.
  6. Brama była zamykana na pilota. Pilot był przybity gwoździem do budynku kilkanaście metrów od bramy. Wyjazd był w miarę wygodny. Powrót samochodem z wycieczki mniej. Zostawiało się samochód na poboczu, biegło do pilota, naciskało klawisz, biegło do samochodu, przepuszczało jadące pojazdy i pędem do pilota ponownie, bo brama się w międzyczasie zamykała. Gdy był mniejszy ruch – czasem udawało się za pierwszym razem.
  7. Na koniec właścicielka skasowała nas opłatą klimatyczną, oczywiście nie dając pokwitowania.

Byliśmy pod przymusem, bo zamówiliśmy też dla kuzynów Zośki. Kiedy jednak wyjechali natychmiast zmieniliśmy lokum. Na normalne.

Teraz naprzeciwko feralnej posesji znajduje się stacja benzynowa. To punkt charakterystyczny. Nie dajcie się nabrać na zdjęcia i gadkę właścicieli. Zwykle ludzie są uczciwi. Ale tylko zwykle.

Instagram