Moja prababcia – Antonina mimo zaawansowanego wieku zachowała jednak sprawność. Przez kilka lat pomagała w moim wychowaniu. Przez 4 lata była ze mną w Ochrymach u dziadków ze strony mamy. Doglądała mnie przez cały dzień. Kiedy zacząłem chodzić ciągałem babcię po okolicznych polach. Wśród rodzinnych opowieści zachowała się scena z polem groszku. Pociągnąłem babcię w kierunku strąków i koniecznie chciałem się spróbować jak smakują. Babcia się opierała, bo to przecież cudze pole. Akurat przechodził jakiś człowiek i babcię zachęcił – „tutaj z brzegu marne, wejdźcie głębiej w pole”. Nie wiadomo, czy to był właściciel pola. Babcia jednak nie mogła wyjść z podziwu, że tacy uczynni ludzie mieszkają w Puszczy Białowieskiej.

Ogólnie babcia była bardzo wesoła. Przy okazji różnych uroczystości lubiła sobie strzelić lufę i wtedy odzywała się w niej artystyczna natura. Zaczynała śpiewać. Na wsi warszawskie piosenki bardzo się podobały. Mnie utkwiła w pamięci kołysanka  „nad brzegiem morza w ubogiej chatce, tam gdzie grunt woda podmywa…”. Może nie całkiem to warszawskie, ale mnie także bardzo się podobało.
 
Po powrocie do Warszawy mieszkaliśmy w domku teściowej wujka na Służewie. Ulica Pory niedaleko Wilanowskiej. Teściowa wyjechała pomagać w wychowaniu trójki mojego rodzeństwa ciotecznego. Wtedy babcia także się mną zajmowała – jak na wsi. Byłem chorowity i przedszkole mi nie służyło. Mama najpierw studiowała, później pracowała i zarabiała grosze. Często szliśmy ulicą Bonifacego do Sobieskiego. Wtedy Bonifacego była drogą gruntową, a dookoła rosło żyto i kartofle. Sobieskiego było wąską szosą przy której rosły stare drzewa. Mama wracała autobusem, który miał przystanek przy Bonifacego i razem wracaliśmy do domu. Ojca pensja także nie zapewniała luksusów. Było ciężko. Razem ze mną prababcia zbierała węgiel, który spadł z wozów i nielicznych wtedy ciężarówek. Prababcia dożyła dziewięćdziesięciu paru lat.
 

Instagram